Niesamowita historia Akademików z królem Grzegorzem w tle Miniony sezon w wykonaniu piłkarzy ręcznych AZS Politechniki Radomskiej mógłby być świetnym materiałem na filmowy scenariusz. Najpierw były mocarstwowe plany, potem brutalne zderzenie z rzeczywistością, walka o przetrwanie i wreszcie happy end. Byli negatywni i pozytywni bohaterowie, a jeden z tych drugich - Grzegorz Mroczek - na sam koniec został królem.
Chyba żaden zespół w historii radomskiego sportu nie przeżył w ciągu jednego sezonu takiej huśtawki nastrojów co Akademicy. Mamieni obietnicami przyciągnięcia możnych sponsorów, klubowi działacze zdecydowali się zatrudnić na stanowisku trenera Edwarda Strząbałę, szkoleniowca z nazwiskiem i wciąż jedną z najbarwniejszych postaci w radomskiej piłce ręcznej. W klubie pojawili się też zawodnicy z nazwiskami: Jura Hiliuk, Maciej Sieczkowski, Sebastian Płaczkowski i prezentujący najwyższy poziom sportowy z tej grupy Litwin Mindaugas Tarcijonas. Pojawiła się też nadzieja, że wreszcie w klubie zapanuje normalność, a ekipa zacznie walczyć o najwyższe cele.
Niestety, już pierwsze sygnały tuż przed ligą były bardzo niepokojące. Rozmowy z teoretycznymi sponsorami się przedłużały, a sekcję piłki ręcznej w głębokim poważaniu miała uczelnia, a ściślej kierownictwo Politechniki Radomskiej. Zaczęły się schody. Żaden z nowych graczy nigdy nie został potwierdzony do rozgrywek, a szczypiorniści zaczęli sezon od porażek. Czar prysł bardzo szybko, również dlatego, że mimo wcale nie słabego składu, nad sytuacją zupełnie nie panował Edward Strząbała, który w Radomiu pojawiał się albo bardzo rzadko, albo wcale.
Zamiast walki o awans, po pierwszej rundzie rozgrywek, zajrzało w oczy AZS-u widmo spadku. Prawdziwy dramat rozegrał się jednak w przerwie zimowej. Klub nie był w stanie zatrzymać wielu czołowych zawodników i w efekcie barwy zmieniło aż pięciu szczypiornistów! Odeszli: Filip Jarosz, Damian Misiewicz, Maciej Jeżyna, Jakub Liczyński, Marcin Trojanowski. Zmiana zaszła także na ławce trenerskiej. Edwarda Strząbałę zastąpił Roman Trzmiel. I tu kolejny ważny epizod do filmowego scenariusza, bo „nowy” szkoleniowiec niedługo wcześniej przeszedł poważną operację kolana i do dziś porusza się przy pomocy kuli.
W zespole pozostała garstka zapaleńców, którzy jednak postanowili walczyć. Dwa pierwsze mecze w nowym roku jeszcze przegrali, ale potem zaczęli odprawiać z kwitkiem kolejnych rywali. W Radomiu padł nawet Piotrkowianin Piotrków Trybunalski, który tydzień później awansował do ekstraklasy! Co ciekawe w większości spotkań wyjazdowych, AZS nie miał choćby jednego zawodnika z pola na zmianę i w ostatnim meczu doszło do kuriozum, że kołowego Łukasza Guzika musiał zastąpić bramkarz Piotr Bury. Ale radomianie i tak wygrali…
AZS nie tylko utrzymał się w lidze, ale awansował na znakomite w tej sytuacji szóste miejsce. To ważne zważywszy na fakt, że miasto przyznaje stypendia sportowe, a te w piłce ręcznej za miejsca 1-6 są już wyższe niż za lokatę w dolnej połówce tabeli.
Nie sposób w tym miejscu nie wspomnieć o środkowym rozgrywającym Akademików Grzegorzu Mroczku, który w drugiej części sezonu siał prawdziwy postrach wśród rywali. Przeważnie pilnowany indywidualnie i tak zdobywał bramkę za bramką, aż w ostatniej kolejce awansował na pierwsze miejsce w rywalizacji o tytuł króla strzelców rozgrywek!
Sukces akademickiego zespołu jest bezsporny, ale teraz powstaje pytanie, które jest bardziej aktualne niż kiedykolwiek – co dalej? Postaramy się na nie odpowiedzieć wkrótce. Dajmy się na razie nacieszyć zawodnikom i trenerowi. Naprawdę na to zasłużyli!
GRZEGORZ STĘPIEŃ
Chcesz znać wyniki jeszcze szybciej, a jeszcze nie dołączyłeś do nas na Facebooku? KONIECZNIE ZRÓB TO TERAZ!
|